Slowacki

art. dot. patrona szkoly

Do Matki:

 

Zadrży ci nieraz serce, miła matko moja,

Widząc powracających i ułaskawionych,

Kląć będziesz, że tak twarda była na mnie zbroja

I tak wielkie wytrwanie w zamiarach szalonych.

 

Wiem, żebym ci wróceniem moim lat przysporzył;

Wszakże gdy cię spytają - czy twój syn powraca,

Mów, że się na swem szczęściu syn jak pies położył

I choć wołasz, nie idzie - oczy tylko zwraca....

 

Oczy zwraca ku tobie... więcej nic nie może,

Tylko spojrzeniem... tobie smutek swój tłomaczy;

Lecz woli konający - nie iść na obrożę,

Lecz woli zamiast hańby - choć czarę rozpaczy...

 

Przebaczże mu, o moja ty piastunko droga,

Że się tak zaprzepaścił i tak zaczeluścił;

Przebacz... bo gdyby nie to, ze opuścić Boga

Trzeba by... toby ciebie pewno nie opuścił.

 

Juliusz Słowacki (urodzony 4 września 1809 w Krzemieńcu - zmarł 3 kwietnia 1849 w Paryżu) jeden z najwybitniejszych poetów polskich doby romantyzmu. Obok Mickiewicza i Krasińskiego nazywany wieszczem narodowym.

 

Stworzył wiele znakomitych liryków, poematów i dramatów o trwałych wartościach artystycznych. Jego utwory, zgodnie z duchem epoki i ówczesną sytuacją narodu polskiego, podejmowały istotne problemy związane z walką narodowowyzwoleńczą, z przeszłością narodu i przyczynami niewoli. Jego twórczość wyróżniała się wspaniałym bogactwem wyobraźni, poetyckich przenośni i języka.

Grób Agamemnona:

 

Niech fantastycznie lutnia nastrojona
Wtóruje myśli posępnéj i ciemnéj;
Bom oto wstąpił w grób Agamemnona,
I siedzę cichy w kopule podziemnéj,
Co krwią Atrydów zwalana okrutną.
Serce zasnęło, lecz śni. - Jak mi smutno!

 

O! jak daleko brzmi ta harfa złota,
Któréj mi tylko echo wieczne słychać!
Druidyczna to z głazów wielkich grota,
Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać
I ma Elektry głos - ta bieli płótno
I odzywa się z laurów: Jak mi smutno!

 

Tu po kamieniach, z pracowną Arachną
Kłóci ,się wietrzyk i rwie jéj przędziwo;
Tu cząbry smutne gór spalonych pachną;
Tu wiatr obiegłszy górę ruin siwą,
Napędza nasion kwiatów - a te puchy
Chodzą i w grobie latają jak duchy.

 

Tu świerszcze polne, pomiędzy kamienie
Przed nadgrobowém pochowane słońcem,
Jakby mi chciały nakazać milczenie,
Sykają. - Strasznym jest Rapsodu końcem
Owe sykanie, co się w grobach słyszy -
Jest objawieniem, hymnem, pieśnią ciszy.

 

O! cichy jestem jak wy, o! Atrydzi.
Których popioły śpią pod świerszczów strażą.
Ani mię teraz moja małość wstydzi,
Ani się myśli tak jak orły ważą.
Głęboko jestem pokorny i cichy
Tu, w tym grobowcu, sławy, zbrodni, pychy.

 

Nad drzwiami grobu, na granitu zrębie
Wyrasta dąbek w trójkącie z kamieni,
Posadziły go wróble lub gołębie,
I listkami się czarnemi zieleni,
I słońca w ciemny grobowiec nie puszcza;
Zerwałem jeden liść z czarnego kuszcza;

 

Nie bronił mi go żaden duch ni mara,
Ani w gałązkach jęknęło widziadło;
Tylko się słońcu stała większa szpara,
I wbiegło złote, i do nóg mi padło.
Zrazu myślałem, że ten co się wdziera
Blask, była struna to z harfy Homera;

 

I wyciągnąłem rękę na ciemności,
By ją ułowić i napiąć i drżącą
Przymusić do łez i śpiewu i złości
Nad wielkiem niczém grobów i milczącą
Garstką popiołów: - ale w mojém ręku
Ta struna drgnęła i pękła bez jęku.

 

Tak więc - to los mój na grobowcach siadać
I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.
To los mój senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych
Albo umarłych - i tak pełny wstrętu........
Na koń! chcę słońca, wichru, i tententu!

 

Na koń! - Tu łożem suchego potoku,
Gdzie zamiast wody, płynie laur różowy;
Ze łzą i z wielką błyskawicą w oku,
Jakby mię wicher gnał błyskawicowy,
Lecę, a koń się na powietrzu kładnie -
Jeśli napotka grób rycerzy - padnie.

 

Na Termopilach? - Nie, na Cheronei
Trzeba się memu załamać koniowi,
Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei
Dla małowiernych serc podobne snowi
Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy,
To téj mogiły - co równa jest - naszéj.

 

Mnie od mogiły termopilskiéj gotów
Odgonić legion umarłych Spartanów;
Bo jestem z krają smutnego Ilotów,
Z kraju - gdzie rozpacz nie sypie kurhanów,
Z kraju - gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych
Zostaje smutne pół - rycerzy - żywych.

 

Na Termopilach ja się nie odważę
Osadzić konia w wąwozowym szlaku.
Bo tam być muszą tak patrzące twarze,
Że serce skruszy wstyd - w każdym Polaku.
Ja tam nie będę stał przed Grecyj duchem -
Nie - pierwéj skonam: niż tam iść - z łańcuchem.

 

Na Termopilach - jaką bym zdał sprawę?
Gdyby stanęli męże nad mogiłą?
I pokazawszy mi swe piersi krwawe
Potem spytali wręcz: - Wiele was było? -
Zapomnij, że jest długi wieków przedział. -
Gdyby spytali tak, - cóż bym powiedział?!

 

Na Termopilach, bez złotego pasa,
Bez czerwonego leży trup kontusza:
Ale jest nagi trup Leonidasa,
Jest w marmurowych kształtach piękna dusza:
I długo płakał lud takiéj ofiary,
Ognia wonnego, i rozbitéj czary.

 

O! Polsko! póki ty duszę anielską
Będziesz więziła w czerepie rubasznym,
Poty kat będzie rąbał twoje cielsko,
Poty nie będzie twój miecz zemsty strasznym,
Poty mieć będziesz hyjenę na sobie,
I grób - i oczy otworzone w grobie.

 

Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,
Tę - Dejaniry palącą koszulę:
A wstań jak wielkie posągi bezwstydne,
Naga - w styksowym wykąpana mule,
Nowa - nagością żelazną bezczelna -
Nie zawstydzona niczém - nieśmiertelna.

 

Niech ku północy z cichéj się mogiły
Podniesie naród i ludy przelęknie,
Że taki wielki posąg - z jednéj bryły,
A tak hartowny, że w gromach nie pęknie,
Ale z piorunów ma ręce i wieniec;
Gardzący śmiercią wzrok - życia rumieniec.

 

Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;
Pawiem narodów byłaś i papugą;
A teraz jesteś służebnicą cudzą. -
Choć wiem, ze słowa te nie zadrżą długo
W sercu - gdzie nie trwa myśl nawet godziny:
Mówię - bom smutny - i sam pełen winy.

 

Przeklnij - lecz ciebie przepędzi ma dusza,
Jak Eumenida przez wężowe rózgi.
Boś ty, jedyny syn Prometeusza -
Sęp ci wyjada nie serce - lecz mózgi.
Choć Muzę moją w twojéj krwi zaszargam,
Sięgnę do wnętrza twych trzew - i zatargam.

 

Szczeknij z boleści i przeklinaj syna,
Lecz wiedz - że ręka przekleństw wyciągnięta
Nade mną - zwinie się w łęk jak gadzina,
I z ramion ci się odkruszy zeschnięta,
I w proch ją czarne szatany rozchwycą;
Bo nie masz władzy przekląć - Niewolnico!

 

Hymn (Bogarodzico...):

 

Bogarodzico, Dziewico!

Słuchaj nas, Matko Boża,

To ojców naszych spiew.

Wolności błyszczy zorza,

Wolności bije dzwon,

Wolności rośnie krzew.

Bogarodzico!

Wolnego ludu spiew

Zanieś przed Boga tron.

 

Podnieście głos, rycerze,

Niech grzmią wolności śpiewy,

Wstrzęsną się Moskwy wieże.

Wolności pieniem wzruszę

Zimne granity Newy;

I tam są ludzie - i tam mają duszę.

 

Noc była... Orzeł dwugłowy

Drzemał na szczycie gmachu

I w szponach niosł okowy.

Słuchajcie! zagrzmiały spiże,

Zagrzmiały... i ptak w przestrachu

Uleciał nad świątyń krzyże.

Spojrzał - i nie miał mocy

Patrzeć na wolne narody,

Olśniony blaskiem swobody,

Szukał cienia... i w ciemność uleciał północy.

 

O wstyd wam! wstyd wam, Litwini!

Jeśli w Gedymina grodzie

Odpocznie ptak zakrwawiony,

Głos potomności obwini

Ten naród - gdzie czczą w narodzie

Krwią zardzawiałe korony.

Wam się chylić przed obcemi,

Nam we własnych ufać siłach;

Będziem żyć we własnéj ziemi

I we własnych spać mogiłach.

 

Do broni, bracia! do broni!

Oto ludu zmartwychwstanie,

Z ciemnéj pognębienia toni,

Z popiołów Feniks nowy

Powstał lud - błogosław, Panie!

Niech grzmi pieśń jak w dzień godowy.

 

Bogarodzico! Dziewico!

Słuchaj nas, Matko Boża,

To ojców naszych spiew,

Wolności błyszczy zorza,

Wolności bije dzwon

I wolnych płynie krew,

Bogarodzico!

Wolnego ludu krew

Zanieś przed Boga tron.

Dodatkowe informacje